przez marta97 » 15 maja 2017, o 14:06
Hej Wam, słuchajcie. Jestem z facetem 3 lata, kocham go nad życie, ale czasem nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, jak się zachować, co zrobic.Chodzi o to, ze mieszkamy razem u niego. Kiedy zamieszkałam u niego i minęło trochę czasu, zaczęłam poruszać temat, żeby poznać jego rodziców. Zawsze mówił, ze to jego życie, jego dezycje i ze jego rodzice nie są mi potrzebni. Okej. Ale zastanowiło mnie jedno, czy oni chociaż wiedza o moim istnieniu? No chyba nie, bo każdy normalny człowiek chciałby poznać dziewczynę syna...Tu tego nie było, a najlepsze jest to, ze jak jego matka dzwoniła z zapytaniem, czy jest w domu, to mówił, ze go nie ma. Bo byłam ja...pewnie dlatego. Zreszta, odkąd jesteśmy razem to jego rodzice wcale go nie odwiedzają. On za to jest u nich codziennie. Wiecie co? Niby czułam to poczucie bezpieczeństwa, bo dba o mnie, moge zawsze na nim polegać, i tak naprawdę mam tylko jego, bo jeśli chodzi o moja rodzine, to nie za bardzo mam w nich wsparcie, po prostu nie interesują się mną, a szczególnie mam tu na myśli mamę, dlatego taka osoba jak mój facet naprawdę jest mi potrzebna. Często zadawałam jemu pytanie, co będzie jak jemu się coś stanie, nie wiem...zasłabnie i wyląduje w szpitalu, czy coś w tym stylu, co ja mam wtedy zrobić? Przecież jego rodzina mnie nie zna, nawet nie wiem czy wie o moim istnieniu, a jakoś będę musiała ich poinformować, prawda? Skoro on codziennie jest u rodziców i kiedy by nie przyszedł to zaraz by dzwonili, pewnie nawet przyszliby do niego. I tak się stało. Po prostu zasłabł rano. Wezwałam pogotowie itd.no i nadeszła ta chwila, której tak się bałam, musiałam jakoś poinformować jego rodziców o tym zajściu. Znałam adres, bo kiedyś pokazywał mi gdzie mieszkają, wiec poszłam do nich, zanim oni przyszliby do niego zmartwieni, co się stało, ze ich syn do nich nie przyszedł...po zachowaniu jego matki było widać, ze coś tam wie o mnie. Opowiedziałam co się stało. No i zaczęłam mówić o tym, ze bardzo chciałam ich poznać, żeby to był po prostu normalny związek, a jego matka pyta się mnie" ale po co?". Kurde, jak ja się wtedy dziwnie poczułam...może właśnie dlatego, żeby uniknąć takich niezręcznych sytuacji, ze jemu się coś stanie, a ja po prostu jestem sparaliżowana, bo nie znam jego rodziców, stresują się tą całą sytuacje związana z nim, itd. No i po prostu, żeby ten związek wyglądał normalnie. Tak jak związek kochających się ludzi. Wyszłam od nich i pojechałam do szpitala. Wcześniej poinformowałam swoją ciocie, z która mam super kontakt, ze zostanę u niej na weekend, bo akurat mieszkała w mieście, w którym on leżał w szpitalu. W tym szpitalu zostały mi odebrane klucze, które on sam mi dał od jego mieszkania, a on miał oczywiście swoje w kieszeni od spodni, które zabrał wcześniej jego ojciec, także klucze od jego mieszkania mieli, ale moje tez chcieli...Zaznaczam, ze w tym mieszkaniu miałam po prostu wszystkie swoje rzeczy. Kiedy się obudził, kazał oddać tej osobie moje klucze. Ale naprawdę czułam się zle, strasznie wręcz, to byla bardzo krępująca i stresująca sytuacja. Od tamtego czasu minął ponad rok. Oczywiście nadal nie mogę normalnie odwiedzać jego rodziców razem z nim, nadal nie wiem, czy wiedza, ze z nim mieszkam, od tamtego momentu po prostu ich nie widziałam. Nie spędzamy razem świat, on idzie do nich, a ja jadę do swojej rodziny, oczywiście on mojej rodziny poznać nie chce. Zna tylko matkę i brata, moja rodzina tez się dziwi, dlaczego on nie chce ich poznać. Przecież już tyle czasu razem jesteśmy...Okej, przechodzę do sedna. Tak jak pisałam wyżej, czuje się z nim z jednej strony bezpiecznie, dobrze. A z drugiej boje się, ze znowu taka sytuacja będzie miała miejsce. Czasem chce odejść od niego, bo meczy mnie to wszystko, po prostu ten związek nie ma przyszłości. Nie ma i tyle, ja to po prostu wiem. Fakt, bardzo go kocham, ale czasem chyba warto posłuchać rozumu. Krótko mówiąc , nie mam co do niego żadnych praw. Coś mu się stanie to jestem nikim. Kiedy leżał w tym szpitalu to tez z ledwością mnie wpuścili do niego. Gdyby nie znajomosci mojej cioci to nie byłoby mowy o odwiedzinach. Mam wrażenie, ze boje się odejść od niego z tego względu, ze mam tylko jego. Tak jak pisałam, na moja matkę nie mam co liczyć, nigdy za bardzo się mną nie przejmowała. Wiem tez, ze nie namówię go na to, żeby ten związek sformalizować. Po prostu nie wiem co robic, bo wiem, ze nic nie zmienię, ze ten związek to nic innego jak po prostu" żyj chwila" . Jestem młoda i zdaje sobie sprawę, ze życie przede mną, ale ktoś kto kogoś naprawdę kocha wie , ze to nie jest takie proste, żeby to zakończyć. Mam wrażenie, ze serce by mi pękło. Szczerze mówiąc nie mam nawet z kim o tym pogadać, bo moja rodzina na to wszystko odpowiedziałaby krótko i na temat" zostaw go, znajdziesz innego, nie on to inny itd." ale naprawdę nie wiem co robić. A wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Kiedy ten związek dobiegły końca to moja rodzina by o tym wszystkim wiedziała, bo wiedza o nim, wiedza ze z nim mieszkam, ale jego rodzina nie wiedziałaby nic, bo ich to po prostu nie obchodzi. Macie jakieś rady? Może któraś z Was przeżywała coś podobnego? Doradźcie coś, proszę.