Puste jajo płodowe - moja historia

Wszystko na temat naszych małych pociech. Jak wychowywać dziecko? W jaki sposób się z nim bawić? Relacje z dzieckiem, trudne rozmowy właśnie w tym dziale.

Puste jajo płodowe - moja historia

Postprzez okiko » 14 lut 2017, o 04:15

Witam was dziewczyny.

Chciałam napisać dwa słowa o tym co przeżyłam. Kiedy mi się to przytrafiło to oprócz informacji medycznych, szukałam w internecie wypowiedzi dziewczyn ,które to przeżyły na własnej skórze, więc już po wszystkim dorzucam swoją cegiełkę. Może komuś to pomoże przez to przejść.

Po zrobieniu testu ciążowego, pojechałam po kolejne do apteki. Każdy następny również wyszedł na tak! O rany , nie planowaliśmy, ale i specjalnie nie uważaliśmy - no bo co ma być to będzie, kochamy się i chcemy być razem, czy we dwoje, czy we troje...;)
Udałam się do ginekologa, powiedział, że jeszcze za wcześnie na usg, żebym przyszła ok 7- 8 tyg. ciąży i zapisał mnie na odpowiedni termin. Od tego czasu zaczęłam układać sobie w głowie wszystko na nowo, ze zwyczajnego trybu życia , na : Ojej, idą zmiany, będzie dziecko - nasze dziecko :) , uważać na siebie, dobrze się odżywiać, przeszperać w internecie i książkach - co można a czego nie można w ciąży robić i jeść.... kiedy powiedzieć znajomym ... Na wszystko zaczęłam patrzeć inaczej... Nie mówię, że nie miałam obaw - czy dam radę? Jak to będzie? Ale wewnętrznie byłam w siódmym niebie. Niestety tylko do czasu usg. Pamiętam jak dziś, czekając na pierwsze usg w poczekalni, myślałam tylko o jednym- czy rozpłaczę się ze wzruszenia na widok mojej małej "fasolki", tak jak to się dzieje na filmach? Czy przyjmę ten naoczny dowód nowego życia we mnie, w sposób racjonalny i spokojny? Podświadomie jednak wiedziałam ,że popłynie mi łezka wzruszenia. I popłynęła... nie jedna, a milion, chyba bardziej w środku mnie niż po policzkach.
- Puste jajo płodowe - powiedział ginekolog.
Nie spotkałam się nigdy z tą nazwą, ale na logikę wiadomo co to znaczy... Dziecka nie było, nie ma i nie będzie. Lekarz powiedział, że są przypadki, kiedy ciąża rozwija się wolniej, i wtedy nie widać dokładnie płodu jeszcze w tym etapie, ale że to jest ogromna rzadkość. Dla pewności jeszcze zrobimy usg za ok tydzien lub dwa ,i jeśli nic się nie zmieni- skierowanie do szpitala na wywołanie poronienia, lub usunięcie chirurgiczne (nie zalecane przy pierwszej ciąży,by nie uszkodzić macicy). Może też się zdarzyć, że ogranizm sam się pozbędzie ciąży- wtedy natychmiast jechać do szpitala, objawami miałyby być- krwotok, skurcze...
Wyszłam z przychodni... "Puste" jajo - tak się właśnie czułam, ogromna "pustka", której nie da się opisać słowami. No i to czekanie... Czy okaże się,że jednak jest maleństwo? Tylko malutkie i jeszcze niewidoczne? Czy może nagle zacznie się poronienie bo jednak nie ma maleństwa? A jeśli stanie się to na ulicy? W pracy? Jak to wygląda? Krwotok? Czy jak przy miesiączce? Co wtedy robić? Tykająca bomba? Z takimi myślami czekałam do kolejnego usg. W międzyczasie zrobiłam jeszcze badanie krwi na hcg, było wysokie - jak najbardziej ciążowe. A może jednak? Miałam nadzieję.
Po drugim usg, ok 9-10 tc , skierowanie do szpitala - puste jajo płodowe. Duża wysokość hcg nie miala znaczenia,ponieważ organizm faktycznie myśli dalej że jest w ciąży. Tylko nie wie,że pustej.
No i teraz zaczynają się schody... Szpital. Położnicza izba przyjęć- tylko do takiej można iść w tym przypadku. W poczekalni kobiety w zaawansowanych ciążach głaszczące swoje brzuchy z rozkosznym uśmiechem na twarzy... Pomyślałam wtedy , że dla takich jak ja powinno być osobne wejście, oddzielone murem, żebym nie musiała ich widzieć... zazdrościć że im się udało... i ci szczęśliwi tatusiowie którzy gorączkowo biegali na porodówkę z torbami, balonikami... Zdecydowanie, powinno być inne osobne pomieszczenie dla takich jak ja - wybrakowanych - myślałam.
Lekarz, po wykonanym - moim trzecim juz usg, potwierdził raz jeszcze pustą ciążę, i dał wybór- albo tabletki które wywołają poronienie, albo zabieg chirurgiczny ( nie zalecany ) na który też się czeka... bo dopiero za parę dni jakieś miejsce wolne w ich grafiku...
Wybrałam tabletkę.Chciałam już skończyć ten koszmar, uwolnić się od tego. Zacząć wszystko od nowa.
Dostałam tabletki dopochwowe, które lekarz mógł mi "zamontować" w szpitalu- i wypuścić do domu ( działają z opóźnieniem, więc zdążyłabym wrócić na spokojnie przed "akcją" ) albo do samodzielnego użytku- po powrocie do domu. Wybrałam tą drugą opcje.
Po ok 4 godzinach od aplikacji, zaczął mi się dość mocny ból brzucha- jak przy okresie no i potem krwawienie- też coś w stylu mocnej miesiączki. Było tylko więcej takich jakby skrzepów i grudek. Nic przyjemnego ale do przeżycia.
Zgodnie z poleceniem udałam się po ok 7 dniach na kontrole na położniczą izbę przyjęć....

Usg wykazało, że puste jajo nadal jest! Wpadłam w histerię, jak to?? Nigdy się to nie skończy, co teraz??? Zabieg? Znowu tabletki?? Byłam zdruzgotana!!!! Pomyślcie ile to czasu, każdy dzień, każda godzina , myśli kręcące się od ponad dwóch miesięcy wokół ciąży, potem pustej ciąży, naprawdę miałam już dosyć... Znów dostałam tabletki, większą dawkę i już dopochwowo z gabinecie, tak chciałam - Będę miała pewność , że są dobrze zaaplikowane.
Znów po paru godzinach, zaczął się ból podbrzusza, ale tym razem... było już nie tak "przyjemnie" jak przy mocnym, silnym okresie. Parę godzin z małymi przerwami spędziłam na toalecie, nagłe skurcze, wiążące się z krwotokami, no można powiedzieć że "lało się ze mnie" , oczywiście skrzepy i "dziwne rzeczy" również były... Obserwowałam się tylko czy nie słabne,lub trace przytomności, bo to ogromny szok i wysiłek dla organizmu przecież... ale nic takiego się nie stało. Krwawienie troche osłabło na tyle ,że mogłam założyc podpaske i isc spać. Myślałam sobie , że to chyba musi juz być po wszystkim, po takim krwawieniu nie możliwe żeby jajo nadal było. No i rano jak wstałam, zobaczyłam na podpasce,że to już naprawdę koniec. Było. Wielkości oliwki... Bardzo dziwne uczucie.
Po tygodniu kontrola- potwierdziło się. Ciąży nie ma. Następną ciążę planować dopiero po 6 miesięcach- organizm musi dojść do siebie. Pomyślałam wtedy - nie chcę już....nie po tym wszystkim.

Sporo to doświadczenie mnie nauczyło... To, że nic nie jest pewne i że, zawsze trzeba sobie zostawić "rezerwę" na wypadek niepowodzenia. Po zrobieniu testu ciążowego mówiłam sobie- spokojnie, nie nastawiaj się, trzeba to potwierdzić u lekarza, ale podświadomie puściłam już wodze fantazji o małym ludziku z którym spędzamy resztę życia, chodzimy na plac zabaw, śpiewamy kołysanki, posyłamy do szkoły... o tym czy będzie przypominał bardziej mnie czy swojego tatę...

Dziewczyny,
Zanim nie potwierdzicie ciąży u lekarza, w usg na 100% - nie nastawiajcie się na podstawie testu ciążowego...

Pozdrawiam
okiko
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 4
Dołączył(a): 14 lut 2017, o 02:02

Re: Puste jajo płodowe - moja historia

Postprzez Jaśmin » 14 lut 2017, o 19:25

Współczuję strasznie, na pewno nie da się nawet sobie wyobrazić co przeszłaś, jeśli się nie ma takich doświadczeń!

Jak się nie nastawiać, jeśli ktoś pragnie dzieciaczka? Nie wiem, uczucia często rządzą się własnymi prawami i ciężko je kontrolować.

y tallo corazones a navaja en un torso desnudo de un naranjo
Obrazek
Avatar użytkownika
Jaśmin
Gadatliwa Kobietka
 
Posty: 743
Dołączył(a): 29 gru 2016, o 00:55
Lokalizacja: Hiszpania

Re: Puste jajo płodowe - moja historia

Postprzez Toname » 24 mar 2017, o 23:05

Zastanów się czy ich nie pozwać, bo to chyba błąd medyczny albo diagnozyjny. Moja koleżanka miała podobną sprawę i dostała dobre odszkodowanie, tylko tam historia innym torem się potoczyła

Prawo medyczne Poznań Łódź farmaceutyczne adwokat prawnik radca prawny kancelaria porady prawne
Avatar użytkownika
Toname
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 2
Dołączył(a): 24 mar 2017, o 22:56
Lokalizacja: Poznaniu Łodzi
Pani Reklama


Zidentyfikowani użytkownicy: Google [Bot], Google Adsense [Bot]