Witam.
Mam 29 lat, narzeczony 35. Jesteśmy razem prawie 5 lat. Przeszliśmy duży kryzys, właśnie z niego powoli wychodzimy. Albo inaczej.. nie pogłębia się.
Odsunelismy się od siebie bardzo. Praca, po pracy obiad, telewizja. Przestaliśmy praktycznie ze sobą rozmawiać, każdy siedzi ze swoją komórką w ręce. Ja mam wrażenie jakbym miała w domu współlokatora, a nie narzeczonego, gdyż już nawet seks nas nie interesuje. Kochamy się raz w miesiącu. Tak daleko to zaszło, że ciężko z tego wyjść. Chciałabym coś zmienić, ale.. i tu się pojawia problem. Nie chce mi się tak naprawdę. Chciałabym uprawiać seks dużo częściej, ale.. nie potrafię się zmobilizować, aby go zainicjować. Wiem, co myślicie. I macie rację. Oboje mamy ciut roszczeniowe podejście do tej sytuacji. Ja uważam, że to on powinien o mnie zabiegać, rozpocząć grą wstępną, obudzić w środku nocy i zafundować mi szybki numerek.. On uważa, że to ja powinnam się połasić koło niego, zrobić mu dobrze.. i tak ani ja, ani on nie rwiemy się do seksu. Ja zaspokajam się sama, wiem, że on także. Chore.
Coraz częściej przypominam sobie mój poprzedni 4-letni związek, kiedy to uprawialiśmy seks codziennie, niekiedy po parę razy. Mój Ex uprawiał ze mną długi dobry seks, jak i szybkie numerki, równie dobre. Okazał się bucem, ale seks był cudowny. Tak dobry, że nawet kochaliśmy się w dzień rozstania, kiedy to już zapadła decyzja o rozstaniu, parę godzin przed spakowaniem sowich rzeczy. Myślę o nim niemal codziennie. O naszym seksie. Gorzej. Masturbując się przypominam sobie tamten seks w myślach przywołując imię byłego.
Były potrafił rozpalić mnie do czerwoności. Mówił mi, że jestem piękna, seksowna, cudowna, że mnie pragnie, ze uwielbia mnie pieprzyć. Kupował mi bieliznę. Ja ochoczo ją zakładałam, tańczyłam przed nim, czułam się naprawdę kobieco, pożądana. Robiliśmy to na wiele sposobów, niczego się nie krępowałam. Połowę naszych stosunków inicjowałam sama. Bo czułam się pewnie, seksowna. Kochałam seks i bawiłam się nim.
Mój narzeczony nie potrafi tego zrobić. Nie mówi mi, że mnie pragnie, że jestem seksowna, nie prawi mi komplementów. Mam seksowną koszulkę nocną, ale nigdy jej dla narzeczonego nie założyłam. Nie mam śmiałości już. Wiem, że nie podobają mu się moje kobiece kształty [jak kto woli nadwaga]. Nie ma w nim tej pasji, która była na początku związku. Nie dotyka mnie, tak jak moim zdaniem powinien. Ja go tez nie, więc jesteśmy kwita.
O ślubie nie rozmawiamy. Przeraża mnie, że nie mam nawet 30tki, a moje życie erotyczne się skończyło. Nie chcę do końca życia zaspokajać się sama, albo z innym mężczyzną na boku. Chciałabym z narzeczonym naprawić tę relację, ale tak się zakompleksiłam jego brakiem zainteresowania, że nie potrafię. Przyznaję się bez bicia. Nie chce mi się starać. Chciałabym, aby to on rozpalił we mnie na nowo to uczucie.
Mamy chyba inne temperamenty. Ja bym chciała być tamta dziewczyną sprzed jeszcze 6 lat, kiedy to wychodziłam z chłopakiem z imprezy, biegłam szybko na nasze mieszkanie, uprawialiśmy seks, poprawiałam makijaż i wracaliśmy na imprezę, aby po powrocie zrobić to jeszcze dwa razy. A jestem sfrustrowaną zakompleksiona dorosłą kobietą, która masturbuje się do wspomnień.