Spotyka się ze mną tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę, moje zapytania dotyczącego tego jak mija jego dzień zwykle ignoruje. Ani razu nie zapytał mnie czy dobrze się czuję albo czy może mi w czymś pomóc - a „kryzysowe” sytuacje i gorsze dni – zdarzały się, rzecz jasna. Nidy nie usłyszałam od niego „dobrego” słowa… O tym, że jestem atrakcyjna dowiaduje się, leżąc obok niego w łóżku, po udanym seksie. Właśnie wtedy – i tylko wtedy – na jego twarzy widzę strzępy emocji, rozpalone oczy, otwarte usta. Poza łóżkiem, nie ma nic.. Totalna obojętność. Na nic zdały się kobiece dąsy i fochy, wszak on nawet ich nie zauważa. Potrafi przez cały dzień się ze mną nie kontaktować, wyjechać ze znajomymi poza miasto bez słowa, nie informować mnie o swoich planach – a kiedy mówię, że w moim przekonaniu związek opiera się na innych zasadach, bagatelizuje problem, zdaje się, że nawet nie dociera do niego, to o czym mówię. Bo dla niego problemu żadnego nie ma! Spotkaliśmy się w przeddzień jego urodzin – intuicja podpowiadała mi, że w dniu jego święta – nie uda się. Wręczyłam mu, wszystko wskazuje na to, upragniony prezent, wspólnie ustaliliśmy, że dzień właściwy, tj. kolejny, spędzimy razem.Tamtego dnia, kiedy rozmawialiśmy o dzieciach, powiedział mi jeszcze, że jestem kobietą, z którą chciałby mieć dziecko. Co więcej, zapytał czy "zaczynamy starania", i nie było w tym ani krzty żartu, wiem, że on bardzo (ma 32 lata) marzy o dziecku. Wydawało mi się, że taka deklaracja jest szalenie ważna...., w jakimś stopniu zobowiązująca.
Następnego dnia upiekłam dla niego tort, przygotowałam kolację, zarezerwowałam bilety do teatru, nie posłuchałam swojej intuicji… Na kilka godzin przez planowym spotkaniem otrzymałam od niego wiadomość (nie, nie zadzwonił, ale napisał!), że odwiedzą go znajomi i że w sumie z naszych planów nici, ale jeśli chcę, to mogę „wpaść”… Tym razem nie „wpadłam”. Tyle razy, kiedy odwoływał spotkanie, obiecywałam sobie, że się z nim nie spotkam, sugerowałam, że „coś nie gra”, ale on nigdy się do tego nie odnosił, czasami nawet mówił, że czepiam się i komplikuję sprawę, przez co odstręczam go od siebie. Kolejnego dnia - odezwał się, jak gdyby nic się nie stało…., proponując spotkanie....
Co ja mam robić? Co Wy o tym wszystkim sądzicie?