Catalina napisał(a):Kartka, to nie tak, ze on mi sie nie podoba. Zle mnie zrozumialas. On wlasnie mi sie podoba, pomimo ze do najprzystojniejszych nie nalezy.
Wczesniej mialam faceta, w ktorym dlugo i mocno bylam zakochana, ale nie WARIOWALAM w ten sposob.
Myslalam, zeby mu powiedziec nie dlatego, by rzucil sie w moje ramiona, ale aby zrozumial dlaczego chce ograniczyc kontakt do minimum i by mi w tym pomogl, np. w organizacji swoich zadan z kims innym.
Nie bylby zapewne moim wymarzonym ten, kto porzuca rodzine, choc on dzieci nie ma. Bardzo by chcial, ale nie ma. Ma jednak zone, z ktora zdaje sobie sprawe, ze zwiazal sie w latach, kiedy mnie moi rodzice nawet jeszcze w planach nie mieli. Poza tym jest starszy od mojej mamy o 2 lata i gdybym do takiego zwiazku dopuscila, nawet nie chce mysle jak zareagowalaby rodzina w Polsce...
Zdaje sobie sprawe, ze wszystko jest na nie... jak wiec okielznac te cholerne uczucia, ktore targaja moja glowe?? Jest jakis sposob?? Bo racjonalny punkt widzenia to ja sobie juz wytlumaczylam bardzo dokladnie i dalej nie daje rady...
Zasadniczo nie mam nic do różnicy wieku i jestem zdania, że nie wiek powinien być wyznacznikiem w związku. Ale niestety w przypadku tak dużej różnicy wieku pojawiają się wątpliwości. Nie dziw się rodzinie, bo zapewne sama byś była niemile zaskoczona na ich miejscu. Tobie się teraz w tej euforii może wydawać, że to takie proste i oczywiste. Że dwójka ludzi się kocha i nie zwraca na nic innego uwagi. Ale to tak nie działa, bo teraz jest dobrze, ale za 5, 10, 20 lat wszystko się zmieni diametralnie.
Ty jesteś młodą kobietą, która się rozwija, jest zdrowa, pełna energii i zapału, a jemu jest bliżej do emerytury i spokojnego życia w zaciszu. I kiedy on będzie miał 70 lat, Ty będziesz miała 44. Będziecie na zupełnie innych etapach w życiu. Wiesz, do czego zmierzam? Znam takie małżeństwo, z różnicą wieku bodajże 20 lat. I wiesz co? On ma jakieś 75 lat, problemy zdrowotne, pojawiają się już oznaki takiej typowej "starości". Coraz więcej marudzi, zapomina itd. A jego żona tego nie rozumie. Tzn. rozumie, ale ją to frustruje, bo ma 55 lat, jest aktywna zawodowo i towarzysko, energiczna, z milionem pomysłów na minutę. Są razem, ale w zasadzie osobno. Jest coraz mniej wspólnych tematów do rozmów a coraz więcej nieporozumień. Kilka lat temu chcieli się rozwieść, ale jakoś udało im się naprawić kryzys. Co nie zmienia faktu, że dla tej kobiety jest to ciężką lekcją pokory i wyrozumiałości. I otwarcie nie raz mówi, że gdyby nie ta różnica wieku, to ich relacja dzisiaj by wyglądała zupełnie inaczej. I że tęskni za tym facetem, którego poślubiła. Oboje mają świadomość, że to, co ich połączyło przed laty, wygasło bezpowrotnie. A miłość została zastąpiona przyjaźnią i przyzwyczajeniem.
Może zaraz ktoś uzna, że to, co teraz piszę, jest chamskie. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, może znajdą się ludzie, którzy pomimo tak dużej różnicy wieku są ze sobą pod każdym względem szczęśliwi, ale jestem pewna, że jeśli się znajdą, to będą to wyjątki. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Zastanów się 10 razy, czy w ogóle chcesz wdawać się w taką relację. Tobie teraz może się wydawać, że to wszystko "Was" ominie, ale nie ominie, niestety.