Potrzebuję trzeźwego spojrzenia

Dział dla uczących się dziewczyn, jakie studia wybrać? Szkolenia, warto?

Potrzebuję trzeźwego spojrzenia

Postprzez mrtczk » 11 sty 2016, o 15:36

Dzień dobry,
to będzie dość długa wiadomość smile.
Otóż - jestem na rozdrożu. Nie jestem pewna czy nie powinnam była zostać lekarzem... Coś, co mi najbardziej imponuje w tym zawodzie to to, że niosą pomoc innym ludziom. Chociaż prawdę mówiąc to już sama nie wiem jak ja to odbieram. Na pewno uważam, że jest to społecznie pożyteczny zawód. Ale... nie do końca widzę siebie w tym zawodzie. Już na pewno nie jako internista czy lekarz medycyny rodzinnej. Tj. taki, który siedzi w gabinecie i przyjmuje pacjentów. Bardziej taki na sali operacyjnej - np. anestezjolog (chociaż u nich interesuje mnie raczej to kryterium wkracza, kiedy już nikt inny nie daje rady) albo chirurg. Bo autentycznie ratuje komuś życie, robi coś niesamowitego. Tak samo ratownicy medyczni. Oni robią coś niesamowitego ze swoim życiem. Tego im zazdroszczę. Ale z drugiej strony - nie do końca siebie w tym widzę. A już na pewno wiem, że nie pociąga mnie medycyna. Ale mam też inny problem - zawsze ze wszystkiego dobrze się uczyłam. Interesowało mnie wiele rzeczy. Biologia jakoś nieszczególnie... Ale mam też wrażenie, że na jakimś etapie przebiegi chorób np. mogłyby mnie zainteresować. Oglądałam filmy z operacji albo z intubacji pacjenta - nieszczególnie mnie to pociąga. Raz tylko zrobiłam "wow" jak rozcięli pacjentowi klatkę piersiową. Ale to były spokojne operacje albo spokojne intubacje, a mnie najbardziej pociąga jak coś się dzieje. Np. nagła operacja albo nagła reanimacja. No i co tu dużo mówić... podoba mi się to, że robią coś odpowiedzialnego. A ja pół życia żyłam w przekonaniu, że jestem fajtłapą i nie będę się nadawała do robienia rzeczy wielkich. Dopiero jakoś niedawno zauważyłam, że jestem w stanie zrobić coś naprawdę trudnego. No i że jestem mistrzem świata w zachowywaniu zimnego spokoju w sytuacjach, w których większość osób wymięka. Ale nigdy nie zdawałam sobie z tego sprawy! Niemniej, gdybym faktycznie kiedykolwiek chciała być lekarzem to wydaje mi się, że plątałoby mi się to po głowie od dawna, nie od miesiąca. No i mam wrażenie, że potrafiłabym być dobrym lekarzem. Ale ja potrafię być dobra w rzeczach, do których nie jestem przekonana.
Plus martwi mnie też sposób w jaki doszłam to tych rozważań. Otóż: w wakacje poznałam lekarza, anestezjologa. Ale tak się pechowo złożyło, że złamał mi serce. Co prawda trochę wiedziałam, w co się pakuję, bo powiedział mi od razu, że jest kobieciarzem. No ale popełniłam błąd. I... w sumie od tamtego momentu jestem zakręcona wokół tego tematu. Sprawdzałam np. na forach internetowych z kim umawiają się lekarze. Ludzie odpowiadali, że tylko i wyłącznie z lekarkami. Że wszystko inne jest poniżej. No i wtedy zaczęłam myśleć, że może to mu we mnie przeszkadzało: że nie jestem dość dobra dla niego, bo nie skończyłam medycyny. I płakać mi się na tę myśl chciało. Poczułam się nawet oszukana przez system, który mówił, że należy wybierać studia zgodnie z zainteresowaniami. No to wybrałam Socjologię. Na której wszyscy psy wieszają. Ale w ogóle mnie to nie obchodziło, bo ja naprawdę chciałam to studiować. I tak sobie myślę, że gdybym naprawdę chciała studiować medycynę, to też bym o tym wiedziała... Zwłaszcza, że zapytana o to, co zrobię jeśli się nie dostanę na studia za pierwszym razem odpowiedziałam: poprawię maturę i spróbuję jeszcze raz. Na studiach nawet kilka razy powiedziałam o sobie, że jestem socjologiem z powołania. I broniłam tych studiów jak niepodległości. Do czasu. Do grudnia 2015. Czyli do momentu w którym doszłam do wniosku, że jestem gorsza od tego lekarza (Adriana), bo wybrałam socjologię, bo takie miałam zainteresowania. No i prawdę mówiąc zazdrościłam studentom medycyny tego ile pracy muszą włożyć we własne studia. Ile zaangażowania. I co tu dużo mówić: tego, że ich ludzie podziwiają.
Jestem wierząca (pomimo tego, że jestem raczej racjonalistką) i nawet zaczęłam się modlić o odpowiedź. Albo o jakiś znak w stylu: wypadek, a ja pomagam chirurgowi przy tym wypadku. I wtedy odnajduję swoje powołanie i idę studiować medycynę. Bo kwestia wieku mnie raczej nie przeraża - lepiej mieć problem mając 25 - 26 lat niż 35 - 36.
No i na sam koniec mam pytanie do Pań... Jak to wygląda Waszymi oczami?
Będę bardzo wdzięczna za odpowiedzi. Niby jestem inteligentna, a mam straszny mętlik w głowie.
mrtczk
Jestem tu nowa :)
 
Posty: 1
Dołączył(a): 11 sty 2016, o 15:33

Re: Potrzebuję trzeźwego spojrzenia

Postprzez Jamelia » 11 sty 2016, o 22:20

Wynika z tego co napisałaś a bynajmniej ja tak to odebrałam iż Twoja nagła fascynacja medycyną zaiskrzyła w momencie poznania pana anast. Więc powołanie to nie jest, myślę że z chwilą kiedy zauroczenie do pana a. minie, tak samo wyparuje chęć zostania lekarzem.
Ale , jeśli jednak nie to ja widziała bym Cię raczej jako ratownika medycznego. Oni muszą mieć nerwy na wodzy jak jada do wypadku...

Zawsze trzeba podejmować ryzyko.Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie...
Avatar użytkownika
Jamelia
Moderatorka
 
Posty: 3270
Dołączył(a): 6 sty 2013, o 14:47
Pani Reklama


Zidentyfikowani użytkownicy: Bing [Bot], Google [Bot]