Jak na razie moje życie seksualne ogranicza się do pocałunków. Mam nowego partnera, który straszy mnie (myśli, że mnie straszy, a mnie ta wizja wcale nie przeraża), że z seksem chce poczekać jeszcze 2 lata. No właśnie. Najgłupsze jest to, że mnie te 2 lata nie przerażają (chociaż mam duży popęd) między innymi dlatego, że boję się seksu z nim.
Mój seks z byłym polegał zwykle na tym, że to ja odwalałam całą robotę podczas gry wstępnej. To na dobrą sprawę był mój pierwszy partner i też jakoś szczególnie się nie buntowałam, że jest taki beznadziejny. Opowiadałam mu o swoich fantazjach, które on olewał i na tym się kończyło. Kiedy chciał we mnie wejśc, to po prostu wchodził, a jeśli się nie dało, to kładł się obok mnie, ewentualnie całował w usta i lizał w ucho (bo to go podniecało, mnie nie) i czekał aż sama z siebie się rozgrzeję. Nigdy nie doświadczyłam gry wstępnej z prawdziwego zdarzenia. Minetę zrobił mi 3 razy w ciągu 8 mies. związku i to 2 tylko dlatego, że go ubłagałam. Dla Was to jest może nie do pomyślenia, ale zwykle nasza gra wstępna wyglądała tak, że masturbowałam się, a on cierpliwie czekał albo w tym czasie zakładał gumkę. Sama penetracja nie była najgorsza, bo miał grubego i też słuchał tego, co mam mu do powiedzenia (szybciej, wolniej itp.). Często, gdy mnie bolało i go o tym informowałam, zamiast przestać, po prostu starał się szybko dojśc, bo dla niego finał był najważniejszy. Nie zawsze tak było, ale często. Któregoś razu skończyło się płaczem.
Bardzo się dla niego poświęcałam w każdej sferze życia, więc i w łóżku to nie stanowiło jakiejś anomalii. Chłopak zawsze dostawał to, czego chciał nie dając mi prawie nic. Zwalałam winę na jego niedoświadczenie (byłam jego pierwszą; tzn. drugą, ale ta pierwsza odeszła od niego po 1 stosunku).
I tu się teraz zaczyna problem z obecnym chłopakiem. On jest prawiczkiem i boję się, że znowu będzie tak beznadziejnie. Od razu mi się zaświeca ta lampka wyrozumiałości i myślę, że chłopak będzie się czuł skrępowany, jeśli mu będę mówić w trakcie, że ma zrobić to czy tamto. Nie wiem co zrobić, by uniknąć powtórki z rozrywki.
Poza tym ja mam duży popęd, on jest spokojniejszy i bardziej ułożony. Żyje w przeświadczeniu, że kobiecie nie wypada być wulgarną w łóżku, nie wypada oglądać pornografii, masturbować się, mówić o seksie, mieć swoje fantazje. Z tego, co z nim rozmawiałam, to on preferuje grzeczny seks na misjonarza i chyba najlepiej w ubraniach. Ciary przechodza po plecach. Płakać mi się chce, gdy myślę, że znnowu będę miała taką łóżkową fajtłapę, która leży i pachnie i nic z siebie nie daje, nie umie się wyluzować i co gorsza mnie umoralnia. Dla niego najodpowiedniejsza byłaby zwiewna rusałka, którą nie jestem. Nie zamierzam się z nim rozstawać z tego powodu, bo za dobra partia z niego, pomijając moje łóżkowe obawy. Ale jak się właśnie uchronić przed ziszczeniem tych koszmarów?