Tak, mieszkanie z teściami ma swoje plusy i minusy, z tym, że wszystko zależy od relacji jakie są pomiędzy Wami. Ja z teściową mieszkam od pół roku. Gdy byłam na studiach moi rodzice kupili mi niewielkie mieszkanie, ale mój narzeczony nie wyobrażał sobie życia w mieście, a tym bardzie w bloku. Oboje wychowaliśmy się na wsi na własnym podwórku. Jeszcze zanim zaczęliśmy planować ślub, wiele razy rozmawialiśmy o tym gdzie będziemy mieszkać. On przedstawiał mi całe listy powodów dla których jego zdaniem powinniśmy mieszkać w jego rodzinnym domu. Ja zwyczajnie bałam się, bo mieszkając sama przyzwyczaiłam się do tej wygody i nie wiedziałam jak miałabym się przestawić na mieszkanie z nimi. Z drugiej strony wiedziałam jakim wyrzeczeniem będzie dla niego życie w bloku w którym ja sama nieraz się dusiłam. Decyzja musiała jednak zapaść. Kierując się jego dobrem zgodziłam się na powrót w rodzinne strony.
Postanowiliśmy, że spróbujemy mieszkać z jego rodzicami, chociaż zwyczajnie baliśmy się, że wpakuje kasę w remont, a potem dojdziemy do wniosku, że to nie wypali i będziemy musieli się spakować i z niczym wrócić do mojego mieszkanka. Dom jest duży, piętrowy. My mieszkamy na górze. Mamy tu dwa pokoje. Jeden z nich, mój mąż, odremontował jeszcze przed ślubem, a po ślubie w drugim zrobił man piękną sypialnie. mamy tu jeszcze spory strych, więc wiosną mamy zamiar zrobić jeszcze łazienkę i garderobę. Na kuchnie niestety zabraknie już miejsca, wiec dzielę ją z teściową. Przed ślubem ubolewała nad tym, że nie mamy możliwości zrobić sobie oddzielnego wejścia, bo schody wychodzą w salonie, ale już się przyzwyczaiłam.
Moja teściowa nie wtrąca się praktycznie do niczego. Ale to dlatego, że mój mąż tak ją "wychował". Od zawsze nie pozwalał jej wtrącać się w jego sprawy i tak już zostało. Czasem widzę, że ciekawi ją co kopiliśmy, albo dokąd wychodzimy, ale nie pyta, za to ja, jak mam dobry humor, sama jej powiem. Jest ok, może dlatego, że sama mieszkała kiedyś z teściową która zatruwała jej życie. Oczywiście czasem nie denerwuje, jak i zapewne ja ją, bo przecież mamy inne przyzwyczajenia, gusta itd, ale od tego się nie umiera
Nie wchodzimy sobie w drogę i już. Gdy mam dobry humor- zrobię nam kawę, gdy zły- wypiję ją w samotności.
Mam koleżankę która me despotyczną teściową i zastanawiała się swojego czasu czy da radę z nią mieszkać...ale z taka to i ja bym nie wytrzymała. Moja nie skąpi, nie zrzędzie, nie ma nic przeciwko temu, że często wychodzimy i przyjmujemy znajomych, bo sama lubi zwołać koleżaneczki na ploteczki i nalewkę.
...a ja, ja spędziłam lato opalając się w ogrodzie, pieląc kwiatki w ogródku, obkaszając drzewka zasadzone przez mojego mężusia, czytając książkę w altance i bawiąc się ze sprezentowanym przez męża szczeniaczkiem. Z dala od miejskiego zgiełku, tłoku, spalin.
Nie można mieć wszystkiego. Każdy wybór jest kompromisem. Na tym polega trudność życia.